Rozważasz udział w 20. edycji programu? Zastanawiasz się, czy znajdziesz na to czas? I jak zadania uczestników wpisują się w realizację podstawy programowej? O swoich wrażeniach z udziału w 19. edycji Szkoły z Klasą opowiada nam jedna z uczestniczek programu.

Koordynatorka programu Szkoła z Klasą Magdalena Plewowska-Semik przysiadła na schodkach biura Fundacji z Ewą Przybysz-Gardyzą, nauczycielką języka angielskiego w szkole podstawowej w Mińsku Mazowieckim, gdzie rozmawiały o programie Szkoła z Klasą. Na progu roku szkolnego i nowej, jubileuszowej bo 20. edycji programu, wspominały zeszłoroczny udział Ewy w 19. edycji Szkoły z Klasą.


MP-S: Jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie z tego roku pracy w programie?

EP-G: Poza tym, że poznałam nowe metody, bo agile to była dla mnie nowość, to taką ważną rzeczą, którą wyniosłam dla siebie, i myślę, że moi uczniowie również, jest to, że przełamałam swoje różne, może nie tyle bariery, co jakieś takie rzeczy, z którymi wcześniej miałam problem i nie umiałam ich zrobić. Myślę tutaj konkretnie o metodzie design thinking, ponieważ wcześniej używałam jej do projektów i w ogóle nie miałam pomysłu, jak ją wykorzystać podczas lekcji do realizacji podstawy programowej. A tutaj poznałam sporo inspiracji, sama formuła programu zmusiła mnie do tego, żeby usiąść i się nad tym zastanowić. I rzeczywiście odkryłam, że to się da świetnie zrobić w czasie lekcji. To był dla mnie taki nowy wymiar.

– Stosowałaś to do projektów, czyli było to coś, co robiłaś poza lekcjami?

– Tak, dodatkowo, z grupami uczniów, z którymi wiedziałam, że mogę działać, bo są aktywni i z chęcią to robią. Natomiast w Szkole z Klasą poznałam, jak metodę wykorzystać podczas lekcji ze wszystkimi, z całą klasą. I zobaczyłam, że to działa tak naprawdę z każdym, bo wszyscy się dali zaangażować. 

Co było tym momentem, kiedy zauważyłaś, że to się da zastosować podczas lekcji, a wcześniej Ci to nie przychodziło do głowy?

– Myślę, że to, że wcześniej traktowałam metodę design thinking jako taką bardzo otwartą, w tym sensie, że ja tylko zapewniam strukturę, pilnuję poszczególnych kroków, a uczniowie od samego początku, od stwierdzenia problemu, wychodzą ze swoimi pomysłami. Czyli to oni wybierają problem. I dla mnie pewną barierą było to, że na lekcji jednak muszę mieć jakiś materiał przerobiony, jakąś konkretną rzecz, w związku z tym ja im muszę ten problem wymyślić i zapewnić, aby zrobić to w taki sposób, żeby on był otwarty na tę metodę i na to, co oni wymyślą. I z tym miałam trudność, nie umiałam tego robić. Natomiast dzięki programowi, dzięki inspiracjom uzyskanym od innych nauczycieli, dzięki wspólnym dyskusjom udało mi się tak formułować te problemy, żeby one były zgodne z lekcją, żeby pozwalały materiał wprowadzić i przećwiczyć, a jednocześnie nie ograniczały uczniów. 

– A co konkretnie zrobiłaś podczas lekcji? Co wzięłaś na warsztat?

– Stosowałam tę metodę na języku angielskim na lekcjach świątecznych. Dla mnie te lekcje  przed Bożym Narodzeniem były już takie utarte, wręcz nudne, bo w kółko te same słowa, te same piosenki, taki schemat. A tutaj wyszliśmy od tego, że Mikołaj przenosi się do Polski i uczniowie mają dla niego zbudować wioskę. I przy tej okazji wyszły wszystkie słowa związane ze świętami, bo uczniowie ich naturalnie używali, takie jak choinka, ozdoby czy kolędy. A jednocześnie mieli niesamowitą frajdę, konstruując tę wioskę, wymyślając, czego w ogóle Mikołaj będzie potrzebował, więc tu się w ogóle wiele kompetencji przewinęło.

Frajda to jest coś, na czym nam zależy. Fajnie, że w Twoim przypadku to wyszło, nawet jeśli przy okazji. 

– Mam przed oczami chłopca, który był zawsze bardzo niechętnie nastawiony do lekcji, twierdził, że nie umie angielskiego. Rzeczywiście miał z nim duży problem, miał barierę w sobie, że mimo moich różnych zabiegów, w ogóle nie chciał nawet spróbować, otworzyć się na naukę. Natomiast tutaj, mimo tego, że miał małe umiejętności językowe i czuł niechęć do tego, tak się zaangażował w lekcje świąteczne, że nawet on wniósł swój wkład, również językowy, i się z tego cieszył, bardzo chciał w tym uczestniczyć. Bardzo się otworzył. Zaangażował się, mimo początkowej niechęci wszedł w sam proces. A język tutaj nie był  celem samym w sobie. On służył im jako narzędzie do komunikacji czyli jest dokładnie tak, jak mi się wydaję, że powinniśmy języka obcego uczyć. 

A co tobie, jako nauczycielce, która to obserwuje i kieruje tym procesem, robi ta historia o tym chłopcu?

– Przede wszystkim siedziałam i patrzyłam na niego jak zauroczona. Niesamowita satysfakcja, że udało mi się znaleźć sposób, żeby do niego dotrzeć i jakoś go zaangażować. I dla mnie też to była frajda obserwowanie, jak oni się cieszą tym, co robią, że realizują cele, które sobie założyłam, i że pracują wszyscy. A to się rzadko zdarza, gdy się pracuje metodami bardziej tradycyjnymi, np. ćwiczeniami z kartami pracy. 

Na ilu lekcjach stosowałaś tę metodę?

– Realizowałam program w sumie w dwóch klasach, w których uczyłam angielskiego, w piątej i szóstej. Lekcji było może z sześć, siedem. Właściwie nie lekcji, raczej tematów, problemów, bo każdemu tematowi poświęciliśmy kilka godzin. Na przykład tuż przed feriami zimowymi uczniowie mieli zaplanować ferie dla siebie. Po angielsku. Ich zadaniem było najpierw określenie, czego potrzebują w te ferie i potem zgodnie z tymi potrzebami stworzenie prototypu, rozpisanie planu aktywności, jak one miałyby wyglądać, gdzie byłby wyjazd, stworzenie ogłoszenia, reklamy tych ferii. Potem zbierali wśród swoich rówieśników informacje, kto na takie ferie by pojechał i jeśli nie to dlaczego, co trzeba by było zmienić.

Do jakiego poziomu nauki, według ciebie, ta metoda jest najbardziej adekwatna?

– Myślę, że można ją stosować na każdym poziomie, aczkolwiek to zależy na jakim przedmiocie. Nie poszłabym w to na angielskim z maluchami, bo one mają po prostu zbyt niską znajomość języka obcego i za często używaliby polskiego. Język angielski by się pojawiał przy okazji, a nie o to mi chodziło. Natomiast na edukacji wczesnoszkolnej również to stosowałam, z tym że bardziej do projektowych zajęć w tym sensie, że na przykład do przygotowania dnia babci i dziadka, kiedy nie wyznaczałam, co uczniowie mają zrobić na prezent. To dzieci, przechodząc przez proces design thinking, wymyślały, co babciom i dziadkom jest potrzebne i to one planowały i realizowały te pomysły. Ja im niczego nie narzucałam. Więc to się nadaje na wszystkie etapy edukacji, tylko trzeba przemyśleć kiedy i w jakiej sytuacji tego użyć. 

Skąd brałaś pomysły na zajęcia? Ze spotkań online organizowanych w czasie trwania programu? Z materiałów? Czy może miałaś jakieś swoje źródła? 

– Dużo brałam ze spotkań uczestników programu, bardzo się wschłuchiwałam w to, co mówili inni nauczyciele, nawet jeśli to był np. nauczyciel matematyki to starałam się wyciągnąć jakieś pomysły dla siebie. Natomiast przede wszystkim ja mam taki styl pracy, że najpierw siadam i się zastanawiam, czego chcę, aby moi uczniowie się nauczyli. Jeśli mam jakiś obszar tematyczny i cel do zrealizowania to się zastanawiam, jak sformułować problem, żeby metodą design thinking czy agile to przerobić. 

Wracając do spotkań: organizowaliśmy godzinne spotkania stopklatkowe, czyli w naszym zamierzeniu takie momenty w trakcie realizacji wyzwania, które nie miały charakteru sprawdzającego Was, uczestników. Raczej celem było zachęcenie do refleksji nad tym, co wychodzi, a co nie. Jak uważasz, czemu to służyło i czy to było potrzebne? Coś z tego wynosiłaś?

– Przyznam, że akurat te stopklatki najbardziej mi się przydały, najbardziej z nich korzystałam właśnie dlatego, że były bez takiej presji, że muszę pokazać, co zrobiłam, tylko po prostu porozmawiać, opowiedzieć, co mi się udało zrobić, ale też o tym, z czym mam problem. I uzyskać wsparcie, inspirację od innych. To jest coś, czego w wielu szkołach często brakuje, czyli tego, żeby usiąść razem i porozmawiać otwarcie, podzielić się pomysłami, ale i swoimi niepokojami, wyzwaniami. To była taka namiastka tego, czego ja potrzebowałam w mojej pracy nauczycielskiej. 

Patrząc na zaangażowanie w ten roczny program: czy to wymagało od Ciebie dużo czasu? Musiałaś go dużo wygospodarować? 

– Na początku pewnie tak, chociaż to nie była taka stricte praca polegająca na siedzeniu i przygotowywaniu materiałów. Ale potrzebny był czas na przemyślenia, więc to się odbywało w sytuacjach typu jazda rowerem czy wieczorna kąpiel. Po prostu siedziało w głowie, szukało się pomysłu, jak to zrobić. Natomiast finalnie myślę, że to raczej zaoszczędziło mi dużo czasu, dlatego że nie musiałam przygotowywać tylu ćwiczeń, uczniowie sami je robili, sami pracowali, nie musiałam szukać gdzieś tekstów do pracy tylko uczniowie sami je pisali, np. w ramach metody agile uczniowie mieli zaprezentować jakiegoś nastolatka, który ma talent i tymi talentami się dzieli, pokazuje, co w życiu osiągnął. Więc to oni tak naprawdę tworzyli e-booki na ten temat, prezentacje. Z mojej perspektywy to była oszczędność czasu. W zasadzie ja tylko musiałam pilnować procesu, pomagać im językowo, jeśli tego potrzebowali, natomiast głównie tak naprawdę tylko obserwowałam ich pracę. 

A jaka była reakcja uczniów? Czy uważali, że to dla nich było więcej pracy? Mieli refleksję, że robią coś inaczej?

– Nie wiem, czy więcej pracy, bo ja nie mam zwyczaju zadawać prac domowych, więc i tak pracowali tylko w czasie lekcji. Wyzwanie z metodą odwróconej lekcji wymagało od nich trochę większego zaangażowania w domu. Dlatego właśnie nie podpadła im ta metoda. Zdecydowali zgodnie, że nie chcą już tą metodą pracować, chociaż ona się świetnie sprawdza w edukacji zdalnej. Natomiast jeśli chodzi o metody design thinking i agile, to mimo, że nie wymagało to więcej czasu, to było bardziej angażujące i dlatego bardzo im się podobało. 

Do programu można przystąpić kolejny raz, nawet jeśli się już brało udział w poprzednich latach. Gdybyś mogła zgłosić się jeszcze raz, to która metoda najbardziej Ci przypadła do gustu i chciałabyś nią pracować?

– Na pewno design thinking. To moja ulubiona metoda. Od lat ją stosowałam, tylko w innym celu. Widzę jej niesamowite efekty w klasie. 

– Czy podczas spotkań online w czasie trwania programu coś Cię szczególnie urzekło? Była taka sytuacja, kiedy pomyślałaś: o jaki fajny pomysł, też chcę to zrobić.

– Pamiętam, że któraś nauczycielka mówiła o tym, że z uczniami szkoły podstawowej postanowili założyć ogród w szkole. I to było dla mnie fascynujące, że to uczniowie od początku sami robili, planowali,w którym miejscu go założą, ustalali, jakie rośliny wybiorą. 

Może dlatego, że mi też są bliskie takie tematy związane z wcielaniem pomysłów w realne życie szkoły. A na pewno można to wpisać w lekcje wielu przedmiotów, a nawet godzin wychowawczych. Idealnie by było, gdyby nauczyciele wszystkich przedmiotów połączyli siły w zakładanie ogrodu szkolnego wykorzystując swoje przedmioty. 

Taką mamy myśl na 20. edycję, aby można było pracować zespołowo i wydobywać synergię, tworząc coś razem w trzyosobowych zespołach nauczycielskich. W szkole pracują nie tylko nauczyciele, inne osoby też są ważne. Myślisz, że bibliotekarze i bibliotekarki, pedagodzy, wychowawcy świetlicy mogliby skorzystać z udziału w programie? 

– Na pewno. Z tego co pamiętam ze spotkań stopklatkowych i podsumowań z moderatorami to także i na lekcjach wychowawczych czy zajęciach rewalidacyjnych metody były stosowane. 

– A komu polecasz udział w programie Szkoła z Klasą?

– Każdemu nauczycielowi, to znaczy każdemu, ale takiemu, który jest na to gotowy, aby przełamywać swoje bariery, żeby uczyć się nowych rzeczy. 

– A po czym poznać tę gotowość? Albo jak ją osiągnąć?

– Hmmm, to chyba kwestia natury człowieka, taka chęć, ciekawość, odwaga. No i może też ważne jest środowisko, do jakiego się trafia. Jeśli jest ono otwarte i generalnie się mocno rozwija, to siłą rzeczy środowisko ciągnie człowieka w górę. A po czym poznać taką gotowość? No właśnie po tym, że taka osoba próbuje nowych rzeczy, że szuka rozwiązań i pomysłów, szuka odpowiedzi na pytania. 

Udział w Szkole z Klasą może być impulsem do rozwoju?

– Zdecydowanie! Warto też rozważyć udział w momencie znużenia dotychczasową rutyną, w momencie potrzeby odświeżenia swojego warsztatu, zrobienia czegoś inaczej. W moim przypadku było tak, że przyszedł moment, gdy byłam już zmęczona szkoleniami, na które chodziłam cały czas. Bo najczęściej są to jednak szkolenia, gdzie prowadzący prezentuje jakąś metodę i ewentualnie potem można ją wypróbować samodzielnie. A tutaj ten proces jest odwrotny: nauczyciel sam ma dojść do tego, jak tę metodę u siebie zastosuje i sam tę ścieżkę przechodzi. Sam nie w sensie, że jest zostawiony na pastwę losu, bo ma wsparcie moderatora, tylko chodzi o to, że to od niego zależy, jak głęboko w nią wejdzie i jak ją zastosuje. 

Czyli program skłania do refleksji na temat swojego stylu nauczania?

– Oj tak, ten program bardzo dużo daje w kontekście przemyślenia tego, jak ja pracuję, jak mogę pracować, jak pracują inni, co chcę u siebie zmienić. I jak to zrobię. 

Moderator w tym może pomóc?

– Jak najbardziej, bo moderator może podpowiedzieć, zainspirować, ale może też pomóc rozwiązać problem, który się pojawia. A wierzę, że każdemu pojawiają się trudności, które trzeba pokonać. 

Pytałam o tę gotowość, bo naszym zamysłem fundacyjnym nie jest to, aby wzięcie udziału w programie Szkoła z Klasą wymagało jakiejś odwagi. Wydaje nam się, że to nie jest nic trudnego, że to jest raczej taki klik w głowie, który można sobie włączyć i wejść w to. Często słyszymy od naszych uczestników takie głosy: “Najpierw wydawało mi się, że udział w programie jest wymagającym przedsięwzięciem i nie wiem, czy podołam, a potem się okazuje, że to było bardzo łatwe, proste i przynoszące też dużo satysfakcji”. 

– Wyobrażam sobie, że dla kogoś, kto nigdy nie pracował takimi metodami, jak design thinking czy agile, gdzie mocno trzeba się otworzyć na to, co mówią uczniowie i rozmawiać z nimi i ich słuchać, może się to wydawać troszkę przerażające. Czy ja sobie poradzę, czy dam radę? Czy wymyślę sposoby jak to zastosować? Natomiast w programie jest duże wsparcie, z którego można i warto korzystać w razie potrzeby. Były takie osoby, które np. w czasie stopklatki mówiły, że w ogóle nie mają pomysłu, jak to zrobić, ale już w czasie tej rozmowy, wysłuchawszy pomysłów innych osób, ich rad, podpowiedzi, znajdowały spokój i wychodziły w odpowiedziami, co mogą zrobić. Jestem przekonana, że każdy jest się w stanie na tej drodze odnaleźć. I odkryć dużo plusów, których nie przewidywał wcześniej. Doświadczyć wartości dodanej, że się otworzył, że spróbował inaczej.

– Czyli wystarczy słuchać uczniów, patrzeć na nich, być uważnym? Nie trzeba być specjalistą od design thinking czy agile tylko mieć w sobie otwartość i uważność?

– Tak, program jest właśnie po to, żeby tych podstawowych rzeczy na temat metod nauczyć, więc ktoś, kto nie zna metod, nie powinien się niczego obawiać. Wchodząc do programu, mamy szkolenia, dostajemy materiały edukacyjne, dzięki którym można poznać zasady. Istotą jest, żeby metodę ćwiczyć, wykorzystując ją podczas przynajmniej trzech lekcji.

A w sumie mi już to tak weszło w krew, że to już nie były takie wyróżniające się lekcje, tylko standard. 

To jest właściwie punkt docelowy naszego myślenia o tym programie: że stosowanie takich metod jest standardem, a nie czymś wyjątkowym, na co trzeba się specjalnie przygotowywać. Bardzo nas cieszy, kiedy proponowane przez nas podejście wchodzi naturalnie do praktyki nauczycielskiej. 

– Pamiętam takie stwierdzenie uczniów, bo ja zawsze, gdy zaczynamy nowy rozdział, z nimi rozmawiam o tym, co ich czeka, czego by chcieli, jak chcieliby się uczyć. “Proszę pani, dawno nie było projektu, zrobimy teraz projekt?” Więc ja, planując cały dział materiału, zastanawiałam się, co w tym dziale da się ugryźć tymi metodami. I tak planowałam naukę, aby w ramach każdego działu znaleźć jakiś problem, żeby dojść do niego i na przykład użyć design thinking. 

– Czyli jeśli uczniowie poczują, że to jest coś fajnego i wartościowego, to sami się tego dopominają. Widzą różnicę między takim tradycyjnym prowadzeniem lekcji a takim uwzględniającym te metody?

– Tak, bo oni czują się wtedy bardzo zaangażowani, wszyscy pracują, wszyscy coś wymyślają, Jak pracujemy w grupach, to ja bardzo czuwam nad tym, żeby nie było sytuacji, kiedy dwie osoby w grupie pracują, a reszta się leni. Zawsze dbamy o podział obowiązków i ja to monitoruję w czasie lekcji. I faktycznie, oni są w stanie mi powiedzieć: “proszę pani, to zrobiłem ja, a tu nie ma mojej pracy fizycznej, ale ja dawałem pomysły, a tu się wypowiadałem”. Także każdy faktycznie jest w to zaangażowany. I co mnie też bardzo zaskoczyło, gdy oceniałam ich pracę, to oceny wychodzą od uczniów. I jak uczniowie mieli sobie dać ocenę za pracę w grupie, to wcześniej zazwyczaj cała grupa dawała sobie taką samą ocenę. A w tym roku, po doświadczeniach ze Szkoły z Klasą, oni faktycznie byli świadomi tego, co kto zrobił, i na jaką ocenę zasługuje. Dostrzegali zatem też różne poziomy zaangażowania, że ocena jest nie tylko za umiejętności językowe, ale też za to, jak ktoś się potrafi zaangażować, przełamać się oraz współpracować. 

My narzędzia dostarczamy, a w programie bardziej stawiamy na to, że uczestnik prowadzi proces uczenia. Jakie masz przesłanie dla osób, które rozważają zgłoszenie się do 20. edycji?

– Naprawdę warto w to wejść, bo to nie tylko daje nowe narzędzia do pracy z uczniami, ale zmienia w ogóle myślenie o edukacji, o procesie uczenia. I pozwala odejść od nauczania, a wejść w uczenie się uczniów i stwarzanie im warunków do uczenia się. To we mnie utwierdziło tę ścieżkę rozwoju, więc bardzo polecam. 

 


Zapraszamy do udziału w 20. edycji programu Szkoła z Klasą. Na zgłoszenia czekamy do 2 października 2022 roku.