Jak w czasie dystansowania społecznego budować relacje z uczniami od podstaw? Czy to w ogóle może się udać? O swoich doświadczeniach pisze Barbara Wardziak – nauczycielka języka polskiego w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Piasku.

Był początek kwietnia 2020 roku. Usłyszałam dźwięk telefonu, potem głos pani wicedyrektor i pośpieszne pytanie: „Weźmiesz 5a?”. W mojej głowie kotłowały się myśli: „Przecież kojarzę tych uczniów głównie ze szkolnych korytarzy, miałam z nimi niewiele zastępstw. A zostać jeszcze ich wychowawcą teraz, to już przesada! Dlaczego ja?!”. Mimo zewnętrznych trudności (obostrzenia covidowe wpływające silnie na codzienność, problemy techniczne podczas połączeń z uczniami) i wewnętrznych uprzedzeń (znacznie dłuższe przygotowywanie się do e-lekcji, przy tym poważna wada wzroku, niezbyt przyjemne wspomnienia związane z poprzednim wychowawstwem) zgodziłam się.

Wiedziałam tyle, że odtąd mam pod swoim żaglem osiemnaścioro dzieci, ba! nastolatków: dziewięć dziewcząt i dziewięciu chłopców.

Moje wyzwania w pracy zdalnej

Skojarzenia marynistyczne nie są tu przypadkowe, co trafnie stwierdza w swojej książce Budowanie więzi i przywództwo Sam Doherty, nauczyciel i wieloletni pracownik wśród dzieci1:

Jednym z najważniejszych aspektów relacji międzyludzkich jest umiejętność odnoszenia się do tych, którzy nami kierują. Poza tym nikt nie może być skutecznym przywódcą, jeśli nie opanował sztuki właściwego odnoszenia się do tych, którymi kieruje.

Bardzo dobrze ilustruje to przykład wielkiego statku. Załoga musi się nauczyć zarówno współpracować ze sobą, jak i pracować pod wodzą kapitana, a ten z kolei musi się nauczyć kierować nimi. To dotyczy również pracowników wśród dzieci.

Uczenie się poprawnego budowania więzi z innymi i sposobu wypełniania odpowiedzialności i przywileju przewodzenia zaowocuje błogosławieństwem „łagodnego żeglowania”.

No, dobrze, ale jak to zastosować w praktyce? I to w warunkach pracy zdalnej?
Zaczęłam prowadzić zajęcia wychowawcze online, próbowałam zapamiętać twarze uczniów i ich imiona, choć niektórzy chowali się za awatarami albo w ogóle nie mieli kamerek.
W budowaniu relacji pomagały też lekcje polskiego. Starałam się poświęcać większą część zajęć na dyskusje, swobodne wypowiedzi uczniów, pytałam o samopoczucie, ale też ich zainteresowania, nie obyło się oczywiście bez pokazywania do kamery domowych zwierzątek czy cennych przedmiotów. Czasem temat – zaplanowany na jedną bądź dwie lekcje – omawialiśmy przez cały tydzień, czego wcale nie żałuję.

Największym wyzwaniem były dla mnie chyba rozmowy telefoniczne z rodzicami uczniów, którzy potrzebowali dodatkowej pomocy w nauce czy pogadanki dyscyplinującej, zbliżał się bowiem koniec roku szkolnego. Obawiałam się reakcji opiekunów, ich odpowiedzi, poza tym byliśmy sobie zupełnie obcy. Za każdym razem okazywano mi jednak zrozumienie i obdarzano serdecznością.

Warto skorzystać

Pamiętam, że na drugą lekcję wychowawczą każdy, ja również, miał odrysować bądź stworzyć w programie graficznym kontur dłoni, wypisać pięć ciekawostek o sobie i pokolorować pracę według uznania. To proste ćwiczenie przyniosło nam dużo frajdy, mogliśmy się też lepiej poznać.

Komunikację usprawniał i nadal ułatwia nam klasowy Messenger, który uczniowie założyli jeszcze z poprzednią panią. Są bardzo przedsiębiorczy i samodzielni, a do tego przebojowi. Zmiany wychowawcy, począwszy od klasy czwartej (!), doświadczyli już dwukrotnie, stąd chyba ich społeczne zahartowanie i otwartość całego zespołu na nowości. Oczywiście były, są i będą między nami nieporozumienia, wciąż się docieramy, ale się nie poddajemy!

Ostatnio – ucząc się jeszcze w murach szkoły – wprowadziliśmy zabawę znaną pod nazwą Cichy wielbiciel. Polega ona na zrobieniu w ciągu tygodnia w sekrecie trzech miłych niespodzianek wybranemu losowo koledze/koleżance czy wychowawcy/uczniowi. Zabawa ta podobała się wychowankom, zwłaszcza wyzwanie, by pozostać jak najdłużej incognito, i wpłynęła znacząco na ocieplenie relacji w klasie, zwłaszcza po dłuższej niż zwykle przerwie. Na życzenie uczniów została nawet powtórzona.

Na koniec odsyłam do filmów i komiksów Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego z działu Dobrze pomyślana wychowawcza czy ciągle uaktualnianych zasobów Fundacji Szkoła z Klasą, czyli banku tematów i pomysłów nie tylko na lekcje wychowawcze.

Co dalej?

Powtórzę za Wojciechem Młynarskim: „Róbmy swoje”! Zdroworozsądkowo, ale i z oddaniem, sercem, wrażliwością. Pewnie nie będzie łatwo i przyjemnie. Przeszliśmy w całym kraju na obowiązkowe zdalne nauczanie, podczas gdy nowy rok szkolny na dobre się nie zaczął. Znowu czeka nas ślęczenie przed monitorem, poszukiwanie ciekawych pomysłów na e-lekcje, walka z własnymi ograniczeniami, zmaganie się z opinią o nauczycielach-obibokach, śledzenie dalszych decyzji dotyczących edukacji i tak dalej.

Dlaczego robić swoje? Bo – jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi – nasi uczniowie są zbyt ważni, by ich zignorować2! Bez nich nie byłoby w wielu polskich szkołach tak dobrze rozwiniętego nauczania zdalnego 🙂

 

Autorka: Barbara Wardziak – nauczycielka języka polskiego w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Piasku.


1 Tamże, s. 9.

2 Ostatnie słowa artykułu są trawestacją tytułu autobiografii dra Wessa Stafforda Zbyt małe, by zignorować, do przeczytania której zachęcam każdego Czytelnika niniejszego tekstu. A z polskiego podwórka gorąco polecam książkę Janusza Korczaka Kiedy znów będę mały.